Odszkodowanie od Hodowcy?
Ostatnimi czasy dominącą formą aktywności na wszelkiego typu forach, są zapytania w stylu :
Czy jeśli mój pies zachoruje na chorobę genetyczną, dwa lata od zakupu, mogę ubiegać się o odszkodowanie od Hodowcy?
Dwa lata, rok, kilka miesięcy od zakupu… żadna różnica.
By w ogóle zacząć tego typu rozważania, każdy z zainteresowanych tematem Nabywców, powinien zadać sobie następujące pytania:
- czy istnieją badania, pozwalające na określenie nosicielstwa tej choroby?
- jeśli TAK, to czy rodzice mieli wykonane takie testy?
- czy przed zakupem szczenięcia, pytałem/am Hodowcę o badania zdrowotne rodziców
- czy pytałem o najczęściej występujące choroby w rasie?
Analizując poszczególne pytania, można bardzo szybko wiele wątpliwości rozwiać.
Nie wszystkie choroby genetyczne da się wykryć.
A tak naprawdę, to rzadko które z nękających rasowe psy chorób, możemy zdiagnozować bez ich ujawnienia się.
Mówiąc prościej – by Hodowca mógł ocenić, czy jego psy są wolne od konkretnych chorób genetycznych, najpierw musi mieć dostęp do testów laboratoryjnych, które taką ocenę mu umożliwią.
Tymczasem dysponujemy testami na niewielki ułamek istniejących chorób przekazywanych genetycznie i nawet gdy takowe testy istnieją – są przypisane tylko do kilku konkretnych ras psów, dla których je opracowano.
Fajno? No niefajno, ale taki mamy poziom wiedzy laboratoryjnej na rok 2019.
Co gorsza, z roku na rok borykamy się z kolejnymi “nowymi” chorobami genetycznymi. Dlaczego cudzysłów? Ponieważ większość z nich “siedzi” w populacji od początków jej istnienia. I do niedawna przyczyny niektórych schorzeń czy upadków (zgonów) były nieznane. Dziś z kolei, medycyna weterynaryjna potrafi zlokalizować przyczynę zgonów lub zaburzeń. Niemniej, na chwilę obecną jest to jedynie zlokalizowanie problemu już istniejącego.
A jeżeli Hodowca ma być odpowiedzialnym za choroby genetyczne psa, musi mieć możliwość bycia “o krok przed”, czyli musi posiadać narzędzia pozwalające mu zlokalizować samo nosicielstwo problemu u rodziców, u których choroba nigdy się nie rozwinie (zdrowi nosiciele), zanim zdecyduje się na kojarzenie pary.
Tak więc już możemy sobie śmiało postawić pierwszą odpowiedź :
Jeżeli brak jest testów diagnostycznych, to Hodowca nie jest w stanie przewidzieć czy u potomstwa taka choroba może się pojawić.
Czy rodzice byli badani?
No właśnie.
Jeżeli faktycznie istnieją testy oznaczania nosicielstwa danej choroby genetycznej u naszej rasy i są dostępne dla Hodowców w Polsce, to kolejną kwestią jest, jakie wyniki mieli rodzice.
Tylko jeszcze zanim wyniki, to chciałabym wyjaśnić kwestię dostępności poszczególnych badań dla Hodowców w Polsce.
O ile wiarygodne i warte inwestycji są testy przeprowadzane przez laboratorium LABOKLIN, o tyle mieliśmy w przeszłości już styczność z różnymi testami zza wielkiej wody, które były niesamowitą nowinką na tamte czasy, która jednak okazała się niewiarygodna.
Po czasie hodowcy zauważyli, że wyniki badań są irracjonalne, niezgodne z genetyką i wysyłane po prostu “na chybił trafił”.
Słowem – nie wszystkie testy są wiarygodne i warte pieniędzy Hodowcy.
Ale zakładamy hipotetycznie, że testy owszem istnieją, a mimo to rodzice naszego szczenięcia nie mają ich wykonanych.
Co wtedy? Czy można już wyciągać łapkę do portfela Hodowcy?
Czy przed zakupem szczenięcia, pytałem/am Hodowcę o badania zdrowotne rodziców?
I tu jest prawdopodobnie pies pogrzebany!
W naszej hipotetycznej sytuacji, Nabywca przypomina sobie o tym, że istnieją badania genetyczne dopiero DWA LATA PO zakupieniu szczenięcia. Gdy te zachorowało.
Dlaczego tak wielu z pośród tych krzykaczy, nawet nie zająknie się podczas zakupu szczenięcia o to, jakie choroby występują w rasie i na co rodzice szczeniąt byli przebadani?
Bardzo wiele osób patrzy najpierw na poziom słodkości szczenięcia na zdjęciu, a gdy już im się zrobiło “fiu bździu“na jego punkcie, pytają Hodowcę czy piesek jest dostępny i ILE KOSZTUJE.
Tak, większość z tych roszczeniowców to ludzie, którzy podczas wyboru hodowli sugerowali się jedynie ceną.
Kupili tam, gdzie cena była niższa. No bo skoro jeden i drugi szczeniak ma rodowód organizacji należącej do FCI, czyli w Polsce będzie to rodowód (dla małego szczenięcia metryka) Związku Kynologicznego w Polsce, to po co przepłacać?
Szanujmy się nawzajem. Jeżeli testy zdrowotne nie są wymogiem hodowlanym w rasie (a póki co ŻADNE testy genetyczne nie są), to jest to Hodowcy dobra wola i troska o przyszłe szczenięta, by na własny (czasem bardzo duży) koszt je wykonać.
DLATEGO właśnie u jednego Hodowcy kupimy szczenię za 2 000 zł, a u innego będziemy musieli zapłacić 4 tysiące.
I jeżeli ktoś kupił szczenię bez troski o to jak przebadani są jego rodzice, sugerując się jedynie ceną, to naprawdę szczytem braku przyzwoitości jest wysuwanie roszczeń do Hodowcy, gdy okazuje się, że kupione zwierzę jest chore! Zwyczajne cwaniactwo.
Dlatego też w treści większości umów kupna-sprzedaży psa jest zapis o tym, że hodowca nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne choroby genetyczne, ujawnione po przeniesieniu praw własności na nowego właściciela.
Co więcej zawsze w umowie Nabywca kwituje swoim podpisem stan, w jakim jest szczenię w momencie odbioru. I tylko do dnia odbioru Hodowca jest w stanie powiedzieć, jaki ten stan faktycznie jest.
Smutna moda na roszczenia
Bardzo źle się ostatnio dzieje w kraju odnośnie relacji i postawy Nabywca-Hodowca.
Ja na szczęście mam bardzo dobry kontakt z większością Nabywców moich szczeniąt.
Niemniej ilość tego typu zapytań na forach i ilość hejtu, jaki po wykryciu jakiejkolwiek wady u psa jest wylewany na Facebook’u jest przeogromna.
Hitem była Pani 40+, bezdzietna, która kupiła sobie sukę buldoga francuskiego celem rekompensaty braku ludzkich dzieci. Hejtowała Hodowczynię wzdłuż i wszerz, sprawa chyba nawet została skierowana do sądu, gdyż – jak owa Pani pisała –
jej córka ma zmarnowane dziecińtwo, ponieważ jest obarczona wieloma chorobami.
i następnie wkleiła liste chorób zdiagnozowanych przez jej “wybitnego” lek. weterynarii, który jako wadę, stwierdził u owej buldożki – UWAGA! –
PRZODOZGRYZ!
To byłoby nawet zabawne, gdyby nie powaga, z jaką owa kobieta pisała o tej “traumie” swej córki i gdyby nie zaciekłość, z jaką pluła jadem w kierunku Hodowczyni.
Z autopsji wiem, że są ludzie, którzy ślepo ufają swoim weterynarzom. A bywają też tacy lek. wet., którzy potrafią celowo podburzać Nabywcę przeciwko Hodowcy.
I takie konfrontacje, Hodowca vs. roszczeniowy Nabywca, słuchający weterynarza diagnozującego u rasy brachycefalicznej wadę – przodozgryz, są obrzydliwie wyniszczające.
Po ilości cwaniaków zainteresowanych wyciąganiem kasy od Hodowców na zasadzie tzw. odszkodowania widać, jak bardzo źle może trafić nasze szczenię.
Co gorsza, są już pierwsze przypadki Hodowców (z wieloletnim stażem! ), którzy zostali tak zaszczuci przez Nabywców szczeniąt, że ogłosili koniec swojej pasji, jaką była hodowla!
Czy przez te 20 lat ich działalności nigdy nie zdarzyło im się, by wyhodowane szczenięta chorowały? Na pewno i to wielokrotnie, bo tego nie da się uniknąć. Pies to nie TV.
Ale dopiero teraz mamy sytuacje, gdy Hodowca zostaje zaszczuty, bez prawa do obrony.
Bo nawet jeśli wytoczy się proces o oczernianie i zniesławienie – fala hejtu rozlewająca się po facebook’u niesie ze sobą złą sławę, której w świecie kynologicznym bardzo trudno się pozbyć.
Najważniejsze jest jednak to, by w konfrontacjach z cwaniakami i roszczeniowcami, nie dać się zaszczuć.
I właśnie o tym, jak formułować umowy z Nabywcami i jak się bronić przed zniesławieniem w sieci, pisze na swoim psio-prawnym blogu Agnieszka Łyp-Chmielewska.
Agnieszka prowadzi także szkolenia z zakresu prawa w kynologii i na takie szkolenia możecie się zapisać w swoim oddziale ZKwP.
Lekturę Psiego Paragrafu ( www.psiparagraf.pl ) polecam wszystkim Hodowcom!
Szanujmy się wzajemnie
Także reasumując, każdy komu przyjdzie do głowy ubiegać się o odszkodowanie, mając z tyłu głowy:
“zły Hodowca specjalnie rozmnaża chore psy, a przecież tyle kasy za niego dałem/am!”
niech spojrzy najpierw na siebie i przypomniał sobie czym kierował się w momencie wyboru szczenięcia i na ile wycenił jego zdrowie.
A potem zerknijcie do umów, co zagwarantował Hodowca, a czego nie, w dniu odbioru szczenięcia.
Szanujmy się wzajemnie. I oduczmy się tej prymitywnej hipokryzji.
Bo w większości przypadków informacja o chorobie psa jest dla Hodowcy przykra, lecz cenna.
A przy zachowaniu dyplomacji i kultury osobistej, można naprawdę dogadać się z każdym porządnym Hodowcą.