Dlaczego wystawa psów to złe miejsce na “zwiedzanie”?
Temat ten krążył po mojej głowie już od pewnego czasu.
Czy wystawa psów rasowych to faktycznie dobre miejsce, by poznać rasę lub “oswoić” dzieci z psami?
W związku z niedawnym incydentem, jaki miał miejsce 16-17 lutego, podczas Walentynkowej Wystawy Psów Rasowych w Bydgoszczy, postanowiłam w końcu przedstawić Wam moje stanowisko w tej sprawie.
Pies ugryzł dziecko podczas wystawy
Jeden z portali informacyjnych miasta Bydgoszcz opublikował doniesienie o przykrym incydencie jaki miał miejsce podczas tegorocznej wystawy Walentynkowej w Bydgoszczy. 8 letnie dziecko, które zwiedzało z matką wystawę, zostało ugryzione przez psa.
Możecie o tym przeczytać tutaj -> “Wystawa psów w Bydgoszczy. Zwierzę ugryzło 8-latka” .
Sprawę można by roztrząsać na milion sposobów i przerzucać winę niczym piłeczkę ping pongową, to na jedną to na drugą stronę.
Ponieważ jestem i mamą, i hodowcą powiem Wam jak ja to widzę, mając doświadczenia po obu stronach.
Na wystawie nie poznasz prawdziwej natury rasy!
Często można przeczytać porady w stylu:
“by poznać interesującą nas rasę, najlepiej udać się na wystawę, by zobaczyć jakie to psy i jak się zachowują”.
Co moim zdaniem jest WIERUTNĄ BZDURĄ!
Przede wszystkim, należy pamiętać, że wystawa to zawsze stres dla psa.
I nie ma co podnosić kwiku nad tym jak to “znęcamy się nad psami“, bo szczepienia też są stresem dla psów, a jednak je wykonujemy, prawda?
Wystawa to przegląd hodowlany, na który my hodowcy jeździmy nie po to, by nasz pies zdobył kolejny tytuł, a na pewno nie tylko po to.
Większość z nas jedzie tam, by móc obejrzeć pogłowie rasy, co dotyczy szczególnie tych większych wystaw. Nie zawsze pies, który wygra jest tym, którego my uważamy za najlepszego. Bez możliwości obejrzenia pogłowia, nie byłoby hodowli. Mielibyśmy tylko rozmnażanie bez ładu i składu, bez planu.
Ale wracając do tematu stresu. Miejsce, gdzie jest tyle psów jednocześnie i tylu ludzi jednocześnie, gdzie obcy ludzie dotykają mojego psa, który stoi w gronie innych psów i czuje mój stres związany z prezentacją ( a zawsze jest to adrenalina) jest bez wątpienia dla niego stresujące.
Psy nie zachowują się na wystawie naturalnie, tak jak zwykle na własnym podwórku.
Dla przykładu – boksery, które z reguły są przyjaźnie nastawione do wszystkiego, na wystawie potrafią bardzo się “buzować” na inne psy.
Z kolei buldogi francuskie, które na co dzień są figlarne i zadziorne, na wystawach wydają się być flegmatyczne i apatyczne.
Każda rasa ma trochę inny charakter i trochę odmiennie to przeżywa.
Dlatego nie zobaczycie jak naprawdę przedstawiciele danej rasy się zachowują.
Na wystawie nie porozmawiasz z hodowcą.
Na wystawie panuje ogromny chaos. A przynajmniej tak to odbierzecie jako widzowie “z zewnątrz”. Wystawcy biegają od ringu do ringu, albo czeszą swoje długowłose psy, albo trenują ruch, albo po prostu organizują choć kawałek przestrzeni dla swoich psów, tak by nikt z przechodzących obok ludzi nie deptał im po ogonach!
Zwykle nie mam czasu, by w ogóle myśleć o ludziach, którzy mnie mijają. Myślę o tysiącu rzeczach na raz, do tego jestem potwornie zmęczona i ciągle skupiona na psach, by nie doszło do incydentu jak ten w Bydgoszczy.
Gdy czasem ktoś mnie zaczepi, bo chce porozmawiać o mojej rasie, staram się być miła, ale zdawkuję odpowiedzi bądź grzecznie informuję, że niestety jestem w trakcie oglądania ocen.
Powiem Wam szczerze, że jeżeli naprawdę nie znacie rasy i chcielibyście zobaczyć, jak się z tymi psami żyje, jak się zachowują i porozmawiać o nich – najlepiej wygooglać najbliższą dla siebie hodowlę i zapytać, czy jest możliwość odwiedzenia hodowcy w domu.
Ja bardzo chętnie ugoszczę Was kawą lub herbatą, odpowiem na wszystkie pytania, zabiorę na spacer i zobaczycie, czy właśnie taki pies, to ten, o którym marzycie.
Jest jeszcze coś – zauważyłam, że podczas wystaw najchętniej udzielają się hodowcy, którzy mają dosyć dziwne pojęcie o psach.
Czasem słucham “kątem ucha” jak jakiś hodowca typu “Pan Józek” opowiada na temat hodowanej przez siebie rasy totalne bzdury, zachwalając ją jakby to był pomidor w markecie, że “dla każdego”, “bez problemowa”, “super do dzieci” itp.itd.
Szanujący się hodowca nie powinien mieć mentalności handlarza. Nie ma rasy “dla wszystkich” i “bezproblemowej”. Każdy swoje chwali, wiadomo, bo zakochani jesteśmy właśnie w tych rasach, które hodujemy.
Ale nie ma nic gorszego, niż wprowadzanie ludzi w błąd.
Nie chciałabym rozczarowanych bokserem/buldogiem francuskim nabywców moich szczeniąt… .
Nigdy nie polecę wystawy jako miejsca do oswajania dziecka z psami!
To co przyprawia mnie o zimne dreszcze to rodzice targający swoje dzieci, które mają fobię na punkcie psów, właśnie na wystawy.
Widziałam kilka sytuacji, gdy dosłownie tragedia wisiała na włosku. I to nie z powodu dzieci – a powodu ich rodziców!
Nr 1 – podczas pewnej wystawy ring bokserów był w niedalekiej odległości od ringu owczarków kaukaskich. Ogromne kolosy, które bardzo słabo dogadują się z innymi psami. A już na pewno tamte okazy miały takie problemy. Ich właściciele ledwo je utrzymywali, gdy dochodziło do spięć między samcami. A dochodziło co chwilę… .
W pewnym momencie podszedł do mnie mężczyzna z synem i tłumaczy, że są tu bo syn panicznie boi się psów. Syn blady jak ściana.
Jego ojciec wpadł na genialny pomysł – zaczął pchać swoje dziecko POMIĘDZY WARCZĄCE NA SIEBIE KAUKAZY.
W tym momencie pobladłam tak samo jak jego dziecko, chwyciłam człowieka za ramie, tłumacząc, żeby poszli gdzie indziej. Dosłownie w chwili, gdy mu to tłumaczyłam, dwa samce ponownie próbowały rzucić się sobie do gardeł, mężczyźni je trzymający ledwo je utrzymali.
Mężczyzna stanął jakby nagle zapaliła mu się nad głową lampeczka, odwrócił się do syna, ale ten bez słowa zaczął się sam oddalać, chcąc zapewne być jak najdalej od wielkich, nabuzowanych psów.
Nr 2 – podczas ostatniej wystawy w Poznaniu, pewna kobieta mijała ring buldogów francuskich z synem. Trzymała go za rękę i niczym targetem dotykała nią psy. Buldogi francuskie generalnie mają w nosie obcych. Kochają i to nad wyraz mocno, ale swoich ludzi. Więc moja buldożka zareagowała na to pacanie po głowie równie “radośnie” jak właściciel ręki.
Myślałam (sama nie wiem czemu), że chłopiec wstydził się mnie. Zaproponowałam więc, że może śmiało ją pogłaskać, bo jest nieagresywna. Na co usłyszałam odpowiedź matki “on się boi psów i jesteśmy tu, żeby się oswoił. ” Oddalili się kawałek dalej, gdzie stała inna rasa ozdobna (chyba cavaliery ?) i z daleka już lepiej widziałam jak odbywa się “oswajanie dziecka”. Matka chwytając jego rękę, dosłownie pchała nią psu w pysk.
Nr 3 – malutka wystawa w Kargowej, z której usiłowano zrobić festyn rodzinny. Największa porażka życia. Choć psów było niewiele, odwiedzali wystawę przypadkowi ludzie, z psami niezgłoszonymi!
Było ich wiele, brak kontroli doprowadził do sytuacji, w której moją kilkumiesięczną buldożkę pogryzł pod ringiem kundel dziewczyny, która przyszła z nim “żeby się socjalizował, bo jest bojaźliwy”! Słowo “kundel” nie zostało użyte obraźliwie – to był zwykły wiejski burek, którego bóg wie po co wpuszczono na tą wystawę… !
Wiecie, że taka sytuacja może zaważyć traumą na psychice szczenięcia.
Niestety, nie byłam uprzejma wobec dziewczyny, która wykazała się niezwykłą głupotą.
Choć prawda jest taka, że winę ponosił też organizator. Entuzjazm wobec zwiedzających zdecydowanie przyćmił zdrowy rozsądek i dbałość o komfort wystawców.
Interesy hodowców vs. intencje zwiedzających
Mam nadzieję, że rzuciła Wam się już w oczy duża rozbieżność między interesami hodowców a intencjami z jakimi przychodzą zwiedzający.
Jedne i drugie są w porządku.
Hodowca zapłacił duże pieniądze za zgłoszenia, często przejechał pół Polski by pokazać swoje psy. Chce zatem jak najlepiej zaprezentować swoje zwierzęta i obejrzeć jak najwięcej z interesujących go zwierząt, jednocześnie nieustannie dbając o psy, które są pod jego opieką.
Nabywca zapłacił za bilety, wyszedł niedzielnym lub sobotnim popołudniem z rodziną w ramach “spaceru” i chce ten czas miło spędzić.
Tymczasem wystawa nie jest spacerkiem po zoo. Psy nie siedzą w klatkach (bynajmniej nie wszystkie) , wystawcy nie sterczą tam po to, by opowiadać o rasie przechodniom.
Jest stres i chaos, którego zwiedzający nie zrozumieją. Jest brak zainteresowania ze strony wystawców lub nawet niechęć, wynikająca z braku czasu.
Naprawdę wystawa to nie jest dobre miejsce na to, by zaczerpnąć języka.
No chyba, że wyczujemy moment, gdy jest przerwa w wystawianiu bądź umówiliśmy się z jakimś hodowcą, że podejdziemy obejrzeć jego psy podczas wystawy.
Czy wystawa to wciąż atrakcja dla zwiedzających?
Taka ciekawostka –
w 1863 roku londyńska wystawa w Cremorne Gardens przyciągnęła 100 tysięcy odwiedzających, wśród których znalazło się wiele znakomitych osobistości, z księciem Wali na czele.
Dziś wystawy odwiedzają nieliczni ludzie.
Czy to źle?
Nie jestem za zakazem odwiedzania wystaw przez zwiedzających, ale zdecydowanie powinno być to zupełnie inaczej zorganizowane.
Odrębne strefy dla zwiedzających i odrębne dla wystawców z psami.
Incydent z Bydgoszczy nie przysporzy z pewnością większej liczby chętnych do “oswajania” dzieci czy “spacerowania” pomiędzy spiętymi psami.
Był konsekwencją tego, co być może “o włos” nie zdarzyłoby się znacznie wcześniej.
Konsekwencją niezrozumienia tego czym wystawa jest i bardzo niewłaściwym promowaniu wystawy, jako miejsca na niedzielne przechadzki z dziećmi.