Kończący się rok to zawsze czas refleksji – a jeśli chodzi o hodowlę psów rasowych i mentalność ludzi odnośnie zakupu zwierząt to wciąż jest tragicznie.
Kończący się rok to zawsze czas refleksji. Nie moja to wina, że konkluzje zwykle są niebywale przykre – to jakie jest nasze społeczeństwo ogólnie, jakie jest podejście Polaków do zwierząt tak oficjalnie i tak naprawdę, jaki jest poziom świadomości i jak szybko on się kurczy, gdy zaczyna się temat pieniądza… .
Pech chciał, że jestem świeżo po sprzedaży tegorocznego miotu bokserów -po telefonach o tym, że “córka chce na już”, albo z zapytaniami “czy podrzucę psa 50km”, bo akurat jakiś jegomość będzie przejeżdżał tirem w okolicy i by go zgarnął. Jestem świeżo także po awanturach, że śmiem odmawiać sprzedaży mojego szczenięcia komuś, kto nie budzi mojego zaufania i nie szanuje tego co mówię, ale of course “zakochał się w tym psie” (przez ekran smartfona).
Jestem także świeżo po tym, jak jeden czy drugi znajomy pochwalił się, że kupuje sobie “rasowego psa, trochę taniej niż z rodowodem ZKwP”, w umaszczeniu totalnie niedopuszczalnym, o wyglądzie zarobaczonej po czubek uszu bidy, z jakiegoś tam stowarzyszenia “abcdefgkhji” z olx, ale przecież liczy się tylko to, że “tak bardzo dzieci się zakochały” (i pańcia napaliła).
Jakaś etyka wobec zwierząt? Odrobinę namysłu…? A po co to komu w dzisiejszych czasach. Grunt, żeby papiś był na już.
Aż szkoda ślinę marnować na komentarze…
Do tego przeglądam co jakiś czas mrożące krew w żyłach zapytania na “psich grupach facebooka” o tym, że jakiś pan X, szuka buldoga francuskiego za 1500zł na już, albo o tym, że jakaś panna y, zastanawia się jak dopuścić swoją “rasową ” buldożkę, bo ma i chce pappisie, ale nie stała nawet 5 min obok literatury traktującej o rozrodzie psów, o jakiejkolwiek podstawowej wiedzy odnośnie standardu rasy nawet nie wspominając.
Słowem – włos się na głowie jeży, więc te moje przemyślenia lekkie nie będą.
Nie raz miałam sytuację, gdy ktoś ze znajomych robił szybką kalkulację moich dochodów ze sprzedaży szczeniąt i złotówki mu się mieniły w oczętach. Żal tylko, że Ci spec ekonomiści robią tak wybitne kalkulacje bez nawet mikroskopijnej wiedzy o kosztach, jakie generują konkretnie moje mioty – z nie przypadkowych skojarzeń, po przebadanych psach, wystawowych, odchowanych wg moich, wygórowanych standardów.
Szlak mnie trafia, gdy słyszę jak kolejne osoby, szukając “piniądza” w czasach pandemii przebranżawiają się z przerzucania obornika na hodowlę “yorków po 1500zł”. Tylko zwierząt żal.
Próbowałam z raz czy dwa tłumaczyć, że żeby wyhodować pięknego rasowego psa, potrzeba dużej wiedzy i dużej kasy – ale było jak w tym powiedzeniu “mów do słupa, słup jak d…” , więc odpuściłam sobie.
Teraz Januszom biznesu tylko kiwam z politowaniem głową mówiąc “a hoduj co chcesz, zobaczymy ile zarobisz”.
Także z poradami trzeba uważać.
I jest to okrutnie powszechne wśród Kowalskich. Okrutnie.
Ludzie, którzy teoretycznie nasłuchali się o tym (nawet ode mnie), że pies rasowy to pies CZYSTO RASOWY, purebred, z pochodzeniem udokumentowanym rodowodem afirmowanym przez FCI i Związek Kynologiczny w Polsce, a nie piesek, którego “babka miała rodowód” czy co teraz modniejsze “piesek z rodowodem stowarzyszenia “burka i kocurka” czy innego “kghdjdighh-PL” – i tacy ludzie też potrafią wyskoczyć mi z informacją, że już kupują piękne szczenię – po czym okazuje się, że kupują kundla w typie rasy z jakiegoś klubiku rasopodobnych, zarobaczonego, w umaszczeniu do D… niepodobnym, no ale – ONI JUŻ SIĘ ZAKOCHALI I IM TO NIE PRZESZKADZA.
Słowo daję, że nie ręczę za siebie jak przylezą do mnie “ratuj bo chory!”, czy “doradź, bo mu odbija i sobie nie radzimy”.
Czy ludzie są aż tak infantylni? Czy może zwyczajnie perfidni i wyrachowani?
Dla wszystkich z Was, którym wydaje się, że kochacie psy – tak naprawdę – polecam na nowy rok wycieczkę w pewne magiczne miejsce, które pamiętam z dzieciństwa i które – o zgrozo! – nie zmieniło się od tamtego czasu – na giełdę, gdzie handluje się “rasowymi” psami, jak np. ta w Słomczynie pod Warszawą.
Mimo nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, która to miała likwidować takie właśnie miejsca, nic się nie zmieniło. Handlarze znaleźli sposoby na obejście kulawego prawa. A Nabywcy najwyraźniej wciąż żwawo nakręcają biznes, z pewnością “z miłości do psów”.
To co się zmieniło, to ceny – kiedyś “rasowe” psy na giełdzie kosztowały 300-500zł, teraz kosztują 1500-2000zł. A ich “rosowość” jest dokładnie ta sama, tak samo jak obory w których się rodzą i mentalność mnożących je handlarzy.
Najgorsze, że wciąż są chętni na takie psy. Dumni z siebie Janusze i Grażyny biznesu, że kupili se yorka za 1500zł, od Pani, która mówiła, że jest rasowy.
Byłam tam po raz ostatni jako dziecko i to co widziałam, zostanie w mojej głowie już na wieki.
Jako trauma, jako coś wywołującego mdłości, jako dokładne przeciwieństwo tego co i jak robię z moją hodowlą.
Pamiętam stoisko, przy którym baba trzymała w kartonie trzy amstafy, w wieku ok. 2 miesięcy. Umaszczenia miały cudne – czarny z białymi znaczeniami, identycznie znakowane niebieskie szczenię i żółte. Byłam taka zakochana, wzięłabym wszystkie trzy! Baba miziała szczeniaki jakimś zgrzebłem dla kotów (co miało zapewne wskazywać na to, jak świetnie dba o psy) i w odpowiedzi na moje komplementy, zaczęła opowiadania najpierw o tym, że matka próbowała utopić cały miot w stawie, a potem o tym, jakie to wspaniałe psy. Po chwili jej wywodów podszedł łysy jegomość z kumplem i rzucił ” będzie dobry do walk?” – na co kobieta bez chwili namysłu odpowiedziała – “Tak! Będzie świetny!” – i sprzedała mu jedno ze szczeniąt. Po czym bez wzruszenia zabrała się za mizianie tym cholernym zgrzebłem pozostałych dwóch szczeniaków.
Nigdy nie zapomnę mojego szoku i bólu pękającego serca małego dziecka, które tak bardzo kocha psy, ani zachowania tej kobiety, która była zwykłym, nędznym potworem.
Ale to nie wszystko! Pamiętam też piękne dorosłe psy, które trzymały na smyczach pijaków, chwalących się wszystkim wokół “Panie, temu amstafowi sam obcinałem uszy nożem!” lub wychwalających swojego owczarka, że to największy agresor we wsi.
Pamiętam też jedną jedyną dalmatynkę (a byłam w nich wtedy szalenie zakochana), wyeksploatowaną rodzeniem 6 letnią sukę, na którą namawiał mojego tatę handlarz “Panie, ona uwielbia dzieci, za moimi wprost szaleje!”
Jak byście chcieli to nazwać?
Robi to na Was wrażenie czy nadal “rodowód się nie liczy, bo piesek ma być tylko do kochania”?
Wiem, że cała masa ludzi będzie nadal mieć w d…, że psy rodzą się w oborach i że rasowe, to może tylko trochę przypominają.
Mimo, że nie kosztują już 500zł, to i tak cała masa amatorów psich podróbek będzie zachwalać swoje nabytki, bo kosztują 1500zł, a nie 5000zł.
A gdy pies ma być “na już”, bo “córka chce (albo bo mamuśka się napaliła)” to jakaś tam etyka hodowli psów, dobrostan czy ich faktyczna rosowość nie mają znaczenia.
Jeżeli jednak naprawdę kochacie psy i nie jest Wam to obojętne – to zachęcam na wycieczkę po giełdzie, by zobaczyć i zapamiętać na całe życie jak psów NIE WOLNO hodować, sprzedawać, traktować… i że to od Was – Nabywców zależy jak długo jeszcze psami będzie się handlowało w takich miejscach, niczym tureckimi gaciami na bazarze.
"Elitarny Hodowca" vs. Hodowla ZKwP/FCI z założenia statutowego jako działalność "non profit" Na czym polega…
"Czy ten piesek nie ma nóżek?" - czyli dlaczego właściciele mikro piesków noszą je na…
Piesek czy suczka - którą płeć wybrać? (więcej…)
Program hodowlany dla reproduktora - czyli jak ulepszać rasę i jak jej nie szkodzić źródło:…
Paradajsowe marzenia 2023 : pierwsze dzieci Titana - podsumowanie Ostatnie szczenięta z tegorocznych miotów wyjechały…